Jako kapitan PSNews – drużyny reprezentującej piaseczyński portal w rozgrywkach Playareny – zostałem poproszony o sporządzenie podsumowania naszych poczynań w ubiegłym roku. Będąc mocno zaangażowanym w ten zespół czuję radość mogąc spisać kawałek historii kilku ludzi z boiska, którzy zebrali się rok wcześniej w okresie wakacyjnym, żeby zagrać w pierwszej edycji turnieju charytatywnego „Równy start”. Ale przejdźmy już do roku 2015
.
Na wstępie trzeba zaznaczyć, że z początkiem roku kapitanem formalnym był jeszcze inicjator powstania drużyny – Dariusz Lipski, natomiast władzę na boisku powierzyliśmy Kubie Kędzierskiemu. Ja jako zawodnik czekałem aż będzie cokolwiek dogadane i będę mógł przyjść na gotowe. W styczniu padały propozycje, żeby zagrać na różnych turniejach – na jedne brakowało chętnych, drugie zostawały odwoływane przez organizatorów. Konkretnie ze snu zimowego zaczęliśmy się przebudzać w drugiej połowie lutego, mając w perspektywie wznowienie rozgrywek ligowych od 1 marca. Zaczęliśmy od przewietrzenia szatni i pożegnania dwóch kolegów. Jednym z nich był Janek Woźniak (po pewnym czasie wrócił do gry). Liga liczyła 24 zespoły, a nam groziła dyskwalifikacja ze względu na 2 mecze oddane walkowerem jeszcze w pierwszej części sezonu 2014/15 przez nie zebranie kadry na mecz. Nie było ustalonego terminarza – grało się z kim popadło, a my wiedzieliśmy, że mecz możemy umówić tylko wtedy kiedy będziemy mieć pewność, że zbierzemy kadrę. Czas mijał, u nas z 11-osobowej grupy brakowało chętnych do gry. W końcu odezwała się do nas drużyna z 2 ligi warszawskiej – Kwanty Światła – w celu połączenia sił. Byli to ludzie głównie z Piaseczna, mający ten sam problem co my – zebranie składu na mecz. Ponadto też nie mogli się pochwalić dobrymi wynikami – nie mieliśmy nic do stracenia i po sobotnim spotkaniu 7 marca nasza drużyna zyskała nowych graczy, którzy chcieli grać – a to już był jakiś mały kroczek w przód. Ja zacząłem angażować się w organizację tego bałaganu, ponieważ uznałem, że jeśli chcemy tylko sobie pokopać piłkę na boisku nie potrzebujemy do tego żadnej Playareny. Skoro więc bierzemy udział w owych rozgrywkach róbmy to z głową i postawmy sobie jakieś cele. 8 marca, już po przeprowadzonej fuzji, rozegraliśmy pierwszy ligowy mecz – przegrany 15:3. Mimo to byliśmy usatysfakcjonowani tym, że pojawili się ogarnięci ludzie, którzy chcą – tak po prostu.
Mieliśmy już zawodników, ale zaczęło brakować stałego miejsca do gry. Po długich dyskusjach udało nam się ustalić stałą rezerwację boiska przy GOSiRze od 29 marca.. Było nas już dużo, więc kadra została zamknięta. 22 marca zagraliśmy drugi mecz, a przeciwnikiem był Promil Chylice. Niestety ciężko zweryfikować jaki był wynik – pojawiały się różne wersje, a w samej Playarenie działy się podejrzane rzeczy (fikcyjne drużyny w lidze, itp.). 29 kwietnia po gierce Kuba zrzekł się roli kapitana i funkcję powierzył mi. Kapitanem formalnym nadal pozostawał Darek. Przez wciąż raczkującą organizację raz graliśmy, raz nie. Kiedy już graliśmy to przegrywaliśmy i próbowaliśmy znaleźć tego przyczyny i sposób, aby poprawić naszą grę. Poprawy nie było widać, a w nasze spotkania zaczynała wkradać się frustracja. W drugiej połowie kwietnia pożegnaliśmy się z dwoma osobami, którzy zrozumieli, że nie spotykamy się tylko luźno pokopać piłkę. 26 kwietnia nastąpiło przełamanie – zwyciężyliśmy 7:6 z drużyną Dobiesz Town, a w drużynę wróciła nadzieja. Natomiast w maju pojawił się pierwszy zgrzyt z drużyną El Pistolero – ciężko było ustalić wspólnie termin rozegrania meczu. Ogólnie maj był miesiącem bezkrólewia i chaosu – ja nie mogłem się pojawiać, reszta nie była w stanie dojść do porozumienia z El Pistolero, które też nie pozostawało bez winy. W końcu udało się rozegrać ten mecz – przegraliśmy wysoko ze zdecydowanie lepszym rywalem, ale praktycznie każdy to przyjął po męsku i zaczęliśmy planować ostatni miesiąc sezonu. 7 czerwca graliśmy mecz z Futbolowymi Analfabetami, który niestety przegraliśmy. 27 czerwca zaplanowana została ostatnia kolejka Playareny – nam została przydzielona ekipa Dobiesz Town (wynik z tego meczu niestety gdzieś umknął). Na 28 czerwca został zaplanowany udział w drugiej edycji turnieju „Równy start”, w którym rok wcześniej zajęliśmy piąte miejsce. Tym razem było to miejsce czwarte w grupie B z uzbieranymi 3 punktami.
Nasz pierwszy sezon dobiegł końca, a za główny cel, przed następnym, postawiliśmy sobie obsadzenie najważniejszej pozycji na boisku – bramki – pewnym w swoich poczynaniach zawodnikiem. Musieliśmy także ustalić kilka formalności wewnątrz zespołu: czy ktoś składa obiekcje do składu ówczesnej rady drużyny? Kto zostanie kapitanem na nowy sezon? I w końcu: co z obsadą bramki? Przy trzecim pytaniu mieliśmy dwie opcje Piotr Kalbarczyk oraz, wcześniej wspomniany, Janek Woźniak, który do nas wrócił. Pierwszego nie widziałem na oczy, do drugiego miałem obiekcje pamiętając jak bronił jeszcze na początku poprzedniego sezonu, ale dalszy rozwój wypadków pokazał, że Janek jest bramkarzem takiego jakiego byśmy chcieli. Jeśli chodzi o rolę kapitana byłem jedynym kandydatem, więc zostałem nim ponownie na zbliżający się sezon, kapitanem formalnym wciąż pozostawał właściciel serwisu. Celem takiego ruchu był podział obowiązków w drużynie – ja pilnowałem spraw wewnątrz drużyny; Darek zajmował się sprawami zewnętrznymi, takimi jak umawianie meczów, itp. Rada drużyny także pozostała niezmieniona. Niestety po zaledwie 2-3 spotkaniach przedsezonowych, 9 sierpnia nabawiłem się ciężkiej kontuzji przez, którą do tej pory nie wróciłem do pełni sprawności. Tego samego dnia przed feralną gierką odbyło się spotkanie kapitanów z ambasadorami Playareny – spotkanie obowiązkowe, na którym pojawili się tylko ambasador, drugi ambasador, ja z Darkiem i jeszcze jeden kapitan.
W pierwszej kolejce nowego sezonu spotkaliśmy się z Dobiesz Town 15 sierpnia i przegraliśmy 13:2. Wynik bolał tym bardziej, że w poprzednim sezonie z tym przeciwnikiem graliśmy zacięty mecz i wygraliśmy go 7:6. Drugą kolejkę ligową mieliśmy rozegrać z El Pistolero i tutaj pojawiło się drugie spięcie z daną drużyną, ciężko było nam dojść do porozumienia w sprawie terminu rozegrania meczu. Ponadto czuliśmy, że gra toczy się wbrew zasadom fair play i postanowiliśmy przestudiować regulamin, który ciężko było uzyskać i kiedy już go otrzymaliśmy był w innej postaci niż ten, który widzieliśmy z Darkiem na przedsezonowym spotkaniu kapitanów. Pod koniec sierpnia odświeżyliśmy temat koszulek dla drużyny. Były plany, żeby zainwestować w naprawdę dobre koszulki z naszym logiem. Ostatecznie jednak postanowiliśmy zorganizować to bardziej racjonalnie i póki co zadowalamy się czarnymi koszulkami z żółtym numerem – to i tak już mały, kolejny krok w stronę ujednolicenia naszej grupy. 29 sierpnia odbył się turniej w Mysiadle, gdzie na cztery drużyny zajęliśmy czwarte miejsce, a do podium zabrakło nam jednej bramki. Na początku września oprócz starań o poprawę gry postanowiliśmy zadbać o atmosferę w naszej ekipie planując wspólne obejrzenie meczu Niemcy – Polska, który odbył się 4 września. W podobnych okolicznościach spotkaliśmy się jeszcze raz przy okazji sparingowego meczu reprezentacji Polski.
W dalszych dniach udało się umówić jeden z zaległych meczów z El Pistolero 7, z którym wiązały się małe kontrowersje. Po pierwsze nasz zespół doszły głosy o tym, że kapitan drużyny przeciwnej, a zarazem ambasador Playareny (już ten fakt był mocno kontrowersyjny), piewca zasady fair play zakładał się z kimś o to, że jego zespół ogra nas 30:0. Owszem mieliśmy świadomość, że drużyna El Pistolero 7 prezentuje wysoki poziom, do którego nam wiele brakuje, jednak pogłoski o zakładzie podziałały na nas jak czerwona płachta na byka – wiedzieliśmy, że przegramy, ale mieliśmy dać z siebie wszystko i spróbować podjąć walkę. Poskutkowało to tym, że to my otworzyliśmy wynik spotkania, tym samym wykluczyliśmy możliwość przegrania go do zera. Drugą kontrowersją było przedłużenie czasu gry przez przeciwnika w celu osiągnięcia rekordu Playareny (nauczka dla nas, abyśmy też pilnowali czas) – ostateczny wynik to nasza porażka 4:31, podczas gdy 32 bramka (potrzebna do rekordu) padła po ustalonym czasie i po jej strzeleniu mecz został od razu zakończony. Przykre jest dla mnie, że drużyna z takim potencjałem nie ma szacunku do przeciwnika i ucieka się do nieczystych zagrywek. Chcąc bronić naszych racji wystosowaliśmy dodatkowo pismo ze skargą na ambasadora do Polskiej Federacji Playareny – tak wyglądało trzecie spięcie na linii PSNews – El Pistolero.
Około 19 września doszło do reformacji terminarza przez to, że niektóre drużyny się wycofały. Również 19 września w naszej drużynie doszło do kolejnej ciężkiej kontuzji – z gry na dłuższy okres został wyeliminowany Kuba Kędzierski, a jego stopa została zgnieciona bezpardonowo przez przeciwnika wagi ciężkiej. W październiku nasza drużyna miała mały kryzys – nie mogliśmy zebrać składu na spotkania i pojawiło się pytanie o sens istnienia drużyny. Kryzys udało się zażegnać i dzięki uprzejmości drużyny Albicelestes (nie zebraliśmy się za pierwszym razem i mieliśmy oddać mecz walkowerem, jednak przeciwnikom zależało na rozegraniu meczu) – ostatecznie przegraliśmy 3:15, ale po rozegranym meczu, nie zaś po walkowerze i to jest dla nas kluczowe. Dzień później odnieśliśmy zwycięstwo z Młodymi Orłami 11-10 co mocno poprawiło humory w naszej ekipie.
Tydzień później mierząc się z Gwardią Piaseczno ponownie wygraliśmy, tym razem 15:7. Kolejny mecz rozegrany 8 listopada z Bobofrutami przegraliśmy minimalnie, bo 4:3 – tak wyrównany wynik nie połamał naszych skrzydeł, ale jednak pozostał niedosyt i chęć szybkiego rewanżu. Tydzień później zostaliśmy rozgromieni przez Futbolowych Analfabetów 22:6. Choć początek był pod kontrolą to pierwszą połowę przegraliśmy 8:0, a w drugiej graliśmy już nerwowo i bez chęci. 22 listopada mieliśmy ponownie się zmierzyć z El Pistolero. Przypomniałem swojej drużynie jakie między naszymi drużynami panują relacje i poszliśmy w bój. Niestety obie ekipy były wybrakowane kadrowo. Mecz był nawet wyrównany, ale ostatecznie przegrany 8:7. 29 listopada umówiliśmy mecz z Bobofrutami. Tutaj z kolei uczuliłem drużynę na wynik poprzedniej potyczki. Niestety to nie zadziałało i tym razem przegraliśmy większą różnicą bramek, konkretnie 3:7 – rewanże najwyraźniej nam nie wychodzą. Tydzień później zagraliśmy rewanż z mocnym Albicelestes i przegraliśmy 4:15. Co gorsza w zespole przytrafiła się trzecia ciężka kontuzja – tym razem był to Marcin Kiliański, który został wyeliminowany na około 4-6 tygodni.
Przedostatnim meczem w roku 2015 było spotkanie z Warsaw Footballers, które będę miło wspominał nie tylko ze względu na zwycięstwo 7:6 – rozgrywaliśmy to spotkanie w szalonych warunkach atmosferycznych: zacinający deszcz; wiatr, który zdecydowanie wpływał na lot piłki. Co w tym meczu było jeszcze ciekawe to to, że pierwszą połowę wygraliśmy 4:0. A więc w drugiej straciliśmy 6, strzelając zaledwie 3 i w końcówce grając z nożem na gardle, żeby nie wypuścić z garści trzech punktów. Mimo wszystko udało się wygrać trzecią potyczkę rozgrywając ją na boisku. Ostatni mecz zagraliśmy z Młodymi Wilkami z Góry Kalwarii i krótko pisząc zostaliśmy rozbiegani i rozstrzelani, wynik: 4:14. Mecz z naszej strony miał tylko jeden plus – powrót Kuby na boisko.
Po ostatnim w roku spotkaniu pogadaliśmy sobie i uznaliśmy, że jeśli chcemy dalej poprawiać naszą grę musimy się spotykać nie tylko na kopanie piłki. To dla nas jest o tyle ważne, że rywalizujemy z drużynami, które mają po kilku zawodników trenujących w lokalnych klubach piłkarskich. Ciężko będzie do nich dorównać, ale nie składamy broni. Z jednej strony jako kapitan cieszę się z progresu drużyny, ale z drugiej – apetyt rośnie w miarę jedzenia i nawet w wygranych meczach dopatruję się rzeczy, które robimy źle. Na początku sezonu 2015/16 za cel przyjąłem sobie regularne granie i zgrywanie się drużyny. Myślę, że ten etap mamy już w części wdrożony. Nasza kadra jest już praktycznie stała i jeśli pojawiają się jakieś zmiany to tak zwane kosmetyczne. Nie musimy już szukać zawodników, którzy uzupełnią skład – teraz szukamy ewentualnie takich graczy, którzy podniosą nasz poziom. Miałem w tym tekście jeszcze napisać o kilku indywidualnie wyróżniających się punktach ekipy, ale uznałem, że pracując nad stworzeniem drużyny nie ma miejsca na indywidualności. Jaką historię nam napisze rok 2016? Zobaczymy.
T.G fot. DL